sobota, 1 grudnia 2018

"Popielate laleczki" Hanna Greń 72/2018

                               "POPIELATE LALECZKI"
                                             Autor : Hanna Greń
                                          Wydawnictwo : Replika




Cześć.
Ależ to była uczta. "Popielate laleczki" to ostatni już tom Cyklu Wiślańskiego.Pożegnanie z ulubionymi postaciami wcale nie cieszy. Jednak muszę przyznać że autorka znów nieźle dała popalić swoim bohaterom. Jest akcja, humor i mnóstwo dramatu. Zapraszam.





----------------------------------
Dwudziestoletnia Beata Szymanowska, nazywana zdrobniale Tulą, przypadkowo otwiera wiadomość adresowaną do swojej matki, Astridy, i dowiaduje się, że ta jest szantażowana i że zgodziła się zapłacić żądaną kwotę. Tula nie wie, jakie informacje mógłby ujawnić prześladowca, jednak nie zamierza się z tym godzić i postanawia włączyć się do akcji. W imieniu matki umawia się z mężczyzną na spotkanie – ma zamiar je nagrać i zastosować odwrotny szantaż – ona nie upubliczni nagrania, jeśli mężczyzna zostawi jej matkę w spokoju. Po przybyciu na miejsce okazuje się jednak, że siedzący tam mężczyzna jest martwy.
Po trzech latach sytuacja się powtarza. W poczcie Asty znowu pojawia się wiadomość z żądaniem pieniędzy i znowu Tula przejmuje kontrolę, lecz i tym razem w umówionym miejscu zastaje leżące na ulicy zwłoki.
Aspirant Mirosław Ostaniec z zapałem zabiera się za rozwiązywanie swojej pierwszej samodzielnie prowadzonej sprawy. Wspólnie z komendantem Konradem Procnerem znajdują kolejne powiązania pomiędzy zamordowanymi mężczyznami. Tymczasem Tula dochodzi do własnych wniosków – dobrze zna osobę, której mogło zależeć na „uciszeniu” szantażystów. Postanawia za wszelką cenę chronić matkę, mimo że Asta zachowuje się coraz dziwniej…
(opis Wydawcy)

------------------------------------


                                                                            ****

"Nie zapominaj, że jesteśmy małżeństwem od ponad pół roku, a przed ślubem też nie znaliśmy się tydzień czy dwa, tylko siedem miesięcy. Myślisz, że przez taki czas nie można poznać człowieka? On zdaje sobie sprawę, że nie jestem ani czarna, ani biała, tylko zwyczajnie popielata."

                                                                           ****



Jako że zawsze wrzucam opis okładkowy nie będę się rozwodzić nad streszczeniem książki. Napiszę wam o moich odczuciach odnośnie przeczytanej lektury ;)

Hanna Greń to moja ulubiona autorka polskich kryminałów. Uwielbiam jej cięty język, bohaterów i zazdroszczę umiejętności rozbudowywania akcji.
W jej książkach nie znajdziecie nudy, banalności czy przewidywalności.
"Popielate laleczki" to powieść której finał oparty jest na historii sprzed  lat. Coś co wydarzyło się w życiu trzydziestoośmioletniej Asty powraca i burzy spokój wielu ludzi z nią związanych. Kolejne morderstwa, maile i rola córki są tak pochłaniające że nie sztuka przewidzieć ciągu dalszego. Trup sieje się gęsto, aż dziw że Tula wytrzymuje psychicznie to taplanie się we krwi ;)
Co prawda początkowo gubiłam się w ocenie kto jest kim. Kolejne postaci, ich historie dawały wrażenie chaosu, który jednak za chwilę niczym dobrze naoliwione tryby zazębiają się i wołają, a widzisz... to jestem ja! I nagle okazuje się że każda, absolutnie każda postać ma tu swoje miejsce i jest niezbędna.

Bardzo ciekawie autorka poprowadziła wątek, nazwę go rodzinny. Wszelkie wzajemnie żale, tajemnice, niedopowiedzenia powodują lawinę nieporozumień i wzajemnych żali. Gdzieś tam po drodze gubi się wzajemne zaufanie które jednak dzięki sile uczuć nie daje się zniszczyć zupełnie. Siła miłości jest mocniejsza niż nam się wydaje.
Spotkanie z ulubionymi policjantami to znów wyśmienita dawka humoru który autorka przemyca w ich rozmowach, docinkach podczas śledztwa.
Tula, córka Asty wzbudziła moją sympatię już od pierwszych stron, ale za to mam żal do autorki że dała jej takiego a nie innego męża. Ja wiem, mogła trafić gorzej... ale zachowanie Mirosława Ostańca jest dla mnie nie do zaakceptowania. Cokolwiek by się nie działo powinien walczyć o dobre imię żony.

                                                                                   ****

"Może ona to zło odziedziczyła? Tkwiło w niej uśpione i nagle wydobyło się na powierzchnię?

                                                                                  ****



"Popielate laleczki" to książka z gatunku tych najlepszych i najbardziej wartościowych w moich zbiorach. Czyta się z ogromną przyjemnością, ciekawością i zaangażowaniem całej wyobraźni. Jestem pełna podziwu dla Hani za tak skomplikowane i rozwinięte historie które na dodatek muszą okazać się logiczne :)  Polecam z całego serca !


Daję : 10/10
Ilość stron : 299
Wydawnictwo : Replika


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Replika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz